środa, 12 grudnia 2012

Remontowo

Pierwszy wpis i długo, długo nic. Nadrabiam zaległości. Nic chciałabym zapeszać, ale chyba zła passa przeszła. Mamy obiecany prąd. Przyjdzie facet i podłączy nam skrzynkę i inne elektryczne cuda. Nie wchodzę w szczegóły bo to sprawa męża, ale już chciałabym zapalić wszystkie światła w domu, nie potykać się o kable i mieć po prostu jasno! Choćby to miałaby być żarówka na kablu. Jak kupiliśmy dom (rzeczoznawca określił stan instalacji elektrycznej jako odpowiedni do dalszego użytkowania) prąd był w kilku gniazdkach (chyba w 2 pomieszczeniach) i w jednej "lampie". Chyba zrozumiała jest moja tęsknota za światłem po roku w ciemnościach:)

Pozatym ocieplenie poddasza jest już w końcowej fazie. Trochę ostatniej warstwy wełny i folia do położenia. Nasz domek będzie miał śliczną, ciepłą czapeczkę:). Efekty już czuć, ciepełko nie ucieka, a jak palimy pod kuchnią to da się utrzymać temperaturę na plusie:)

Na wykończeniu jest też nasze "ferrari". To znaczy kominek do ogrzania całego domu. Masa akumulacyjna jest już wybudowana i schnie. Kominek ma zostać podłączony lada dzień. Mam ogromną nadzieję, że już niedługo będziemy mogli w nim rozpalić. Wtedy przywiozę sobie stary fotel teściowego kota
i będę strażniczką domowego ogniska. Znaczy będę siedzieć z książką, dokładać do kominka i głaskać kota na kolanach:) Żyć nie umierać.
Przepraszam za określenia "niedługo", "w wkrótce", zazwyczaj wyrażam się bardzo precyzyjnie i konkretnie. Niestety w przypadku remontu naszej Karczmy, czasoprzestrzeń się zagina i wiruje wg własnego uznania. Przy kupnie domu plan był na szybki remoncik i wprowadzamy się po 3 miesiącach.
Minął rok. Ja przestałam liczyć jakiekolwiek terminy. Jak się nie nastawiam, nie wyznaczam terminów, które i tak będą nie spełnione, to jestem zdrowsza psychicznie.
Nie spinam się, nie wpadam w doła. Tak jest lepiej. Co nie oznacza, że nie chce tam mieszkać. CHCĘ i to BARDZO. Gdybym mogła liczyłabym godziny:)

Ostatnio nasza Żyłka wygląda jak Narnia. Zasypana śniegiem, jak wychodzi słońce to wszystko się skrzy. Żadnych turystów i miastowych na quadach. Cisza i spokój z dźwiękiem ketenzigi w tle:)
Taki nasz swojsko leśny klimacik. Pięknie jest u nas o tej porze roku. Jak jest mroźnie i śnieżnie to mam lepszy humor. Jestem dzieckiem zimy i tą porę roku kocham najbardziej:)
Może w niedzielę uda się wyskoczyć na sanki;) Bosko! Kocham zimę!!

wtorek, 20 listopada 2012

Niedługo minie rok jak kupiliśmy nasz dom. Stary dom do remontu, który okazał się być karczmą z 1904 roku. Historię naszej Karczmy dopiero odkrywamy. Wiemy, że była miejscem spotkań przemytników (stara granica polsko-niemiecka), była też wielokrotnie "ulepszana". Nam jednak podoba się stary porządek, więc w miarę możliwości przywracamy oryginalny układ pomieszczeń i ich przeznaczenie.

Remontowo jesteśmy na etapie instalacji wszelkich. Wszelkie prace remontowe sobie daruje w opisywaniu.
Może w przyszłości zrobię ładne zestawienie jak było i jak jest :).

Wraz z aktem własności naszej Karczmy został nam pozostawiony Pies i Kot. Przezabawny Max i mający skrajne wahania wagi Kot Sfinks (Sfinksio von Krupniok). Zwierzaki się do nas szybko przyzwyczaiły i teraz tylko czekają na nasz przyjazd :) - naiwna jestem, że myślę, że czekają na nas a nie na jedzonko, które przywozimy.



Oprócz Maxa i Sfinia mamy jeszcze dwa Kociska: Fryca - przygarniętego ze schroniska w celu zaspokojenia moich instynktów macierzyńskich oraz Havranka - nasz kochany znajdek z ciekawą historią.
A mianowicie, na początku bieżącego roku podczas ostrych styczniowo-lutowych mrozów na naszym podwórku (naszego obecnego lokum) pojawił się kociak. Znalazła go Freula (pies teściów) i pokazała mojemu Zającowi. Zabraliśmy małego do domu daliśmy jeść i pić, a że nie rzucał się na jedzenie nie wyglądał na zabiedzonego to go wypuściliśmy, nie chcąc komuś porywać ukochanego kicia. Niestety Kiciuch nie dawał nam spokoju i po kolejnym dniu stwierdziliśmy, że go poszukamy, żeby biedaczek nie zamarzł. Ubraliśmy się (była już noc, a my przygotowani do spania) i na mróz szukać małego. Znalazłam go po drugiej stronie drogi i nim do niego podeszłam cwaniak rzucił się brzuszkiem do góry i zaczął tak mruczeć, że słyszałam go z 3-4 metrów. W tym momencie zakochałam się bez pamięci i kiciuch już musiał u nas zostać. Wzięliśmy go. Niestety nie mieszkamy sami, co prawda mamy osobne mieszkanko ale nadal w domu teściów i wypadało by się spytać ich o zgodę czy tego kota możemy zatrzymać. Teściowi pokazaliśmy Havranka po trzech dniach w niedziele. Ku naszemu zaskoczeniu, oberwało nam się, że nic nie powiedzieliśmy, bo Teść od 3 dni szukał tego kota. Tak Havranek został pupilikiem całego domu.

Bury to Fryc, biało-bury Havranek. Najpiękniejsze koty na świecie :)